piątek, 22 lutego 2013

Rozkosze bibliofila



W najnowszym numerze miesięcznika „Sens” (marzec 2013, s. 6) znalazł się tekst, którego lektura z pewnością wywoła żywsze bicie serca u każdego mola książkowego:

ROZKOSZE BIBLIOFILA

  1. Czytać książkę w łóżku, leżąc z prawą nogą przyciśniętą do lewej nogi swojego ukochanego, który… również czyta książkę.
  2. Bez skrupułów czytać sobie książki w toalecie! Nawet wielkich klasyków literatury francuskiej.
  3. Przeczytać ostatnie linijki książki, bo martwisz się, jaki los spotka bohaterkę i po prostu musisz dowiedzieć się, czy w ostatnim rozdziale jeszcze żyje.
  4. Zacząć książkę, kiedy pociąg rusza, i skończyć ją w chwili, kiedy dojeżdża do celu.
  5. Przeczytać swoją ulubioną książkę po raz kolejny. I jeszcze raz…
  6. Patrzeć na kogoś czytającego książkę, którą lubisz.
  7. Odczekać długą chwilę, zanim przewrócisz ostatnią stronę czytanej książki.
  8. Polubić książkę, którą lubi ktoś, kogo kochasz.
  9. Patrzeć na stos książek.
  10. Czytać komuś książkę na głos.
  11. Czytać półgłosem poezję.
  12. Czekać na książkę, którą masz ogromną ochotę przeczytać.
  13. Przestać na chwilę czytać i wpatrywać się w niebo.
  14. Czytać całą noc.
  15. ……………….(miejsce na Twoją ulubioną rozkosz czytania)

W punkcie 15 wpisuję: „Położyć się do łóżka godzinę wcześniej po to, aby spędzić ten czas na czytaniu”. Do swoich ulubionych rozkoszy zaliczam też punkt 5 i 9, ponadto mężnie wyznaję, że nie mam żadnych skrupułów ;-).
A jakie są Wasze ulubione rozkosze czytania?

Źródło: Dominique Loreau, Sztuka planowania, Czarna Owca 2011, za „Le Monde” z 24 lutego 2004 roku.
Źródło zdjęcia

31 komentarzy:

  1. Lista świetna, od razu mi się humor poprawił. :) Twój numer 15 działa również na moją wyobraźnię. Dorzuciłabym jeszcze bezstresowe czytanie bez ograniczeń czasowych, ale to już nie rozkosz a nierealistyczna mrzonka. :)
    A propos punktu 4. - zdarzyło mi się coś takiego! :) Ale wcale nie wspominam miło, bo jechaliśmy wtedy na wakacje do Zawoi i okazało się, że na miejscu były problemy ze zdobyciem książek. Znaleźliśmy tylko maleńką księgarenkę połączoną z kioskiem, wybór lektur prawie zerowy. Od tamtej pory zabieram lektury na wakacje ze sporą nadwyżką. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lirael, czytanie bez ograniczeń czasowych to również moje niespełnione marzenie; chyba musimy czekać do emerytury ;-). Sytuacja z punktu 4 zdarzyła mi się tylko raz, kiedy byłam jeszcze nastolatką. Ale nad morzem na szczęście znalazła się wtedy nieźle zaopatrzona księgarnia. Obecnie w podróż zabieram jedną książkę, niezbyt grubą, i... zwykle przywożę ją niedoczytaną. Tak jakoś się składa, że na wakacjach jestem w ciągłym ruchu, a wieczorem po prostu padam i o czytaniu nie ma mowy :-). Na urlopie czytam w domu, ale wyjeżdżając gdzieś - niemal wyłącznie w pociągu.

      Usuń
    2. Ostatnio wakacje spędzamy na Roztoczu i dni płyną dość leniwie, więc zawsze czas na czytanie się znajdzie. Zabieram ze sobą całą torbę książek, pomna tamtej przygody, ale oczywiście połowa wraca nietknięta. :) Wtedy w Zawoi była fatalna pogoda. Wędrowaliśmy po górach mimo wszystko, ale czasami już się nie dało. Głód słowa drukowanego wtedy narastał. :)

      Usuń
    3. Marzę o choćby tygodniu takich wakacji! I co roku tak się jakoś składa, że trafiam tam, gdzie koniecznie trzeba dużo zwiedzać, chodzić i oglądać ;-). Nie narzekam, bo lubię to bardzo, ale jakoś nie udaje mi się zafundować sobie przynajmniej kilku dni błogiego lenistwa na łonie natury. Obowiązkowo z książką :-)

      Usuń
    4. To nie jestem pewna, czy takie totalnie rozleniwione wakacje przypadłyby Ci do gustu, skoro zwykle spędzasz je bardzo aktywnie, ale może kiedyś zrób eksperyment. :) W zeszłym roku na Roztoczu byliśmy nawet odcięci od internetu przez 2 tygodnie. :) To zdecydowanie sprzyjało nadrabianiu czytelniczych zaległości.

      Usuń
    5. Przypadłyby, przypadły :-). Musiałabym tylko zachować umiar - dwa tygodnie to byłoby chyba za dużo, ale tydzień? Raj na ziemi! ;-) Bez internetu? Roztocze musi być bajeczną krainą :-D

      Usuń
    6. :D Te zdjęcia pozwolą Ci ocenić stopień bajeczności. :)

      Usuń
    7. Nie pomyliłam się! :-D

      Usuń
    8. Lirael, nie bądź okrutna! Mamy luty, dramat za oknem, a Ty szarpiesz tymi widokami nasze i tak wystarczająco skołatane serca!:)
      Szkoda, że my na Roztocze mamy tak strasznie daleko...

      Usuń
    9. Momarto, spójrz na to w ten sposób: jest na co czekać... nawet jeśli ostatecznie to nie będzie Roztocze :-)

      Usuń
    10. Za straty moralne i inne uszczerbki bardzo Was przepraszam. :)
      Eireann, na szczęście już niedużo tego czekania. :)
      Momarto, u Was też na pewno coś a la Roztocze się znajdzie. :) A bliskości do morza zazdroszczę straszliwie.

      Usuń
    11. Póki co mam małe wymagania, do szczęścia w zupełności wystarczy mi wiosna ;-).
      Nie wiem, czy z tą bliskością morza nie jest tak, jak z bliskością gór w moim przypadku. Uwielbiam górskie wędrówki, ale od kilku lat nie udało mi się tam wybrać, za to co roku... jeżdżę nad morze :-D

      Usuń
    12. U mnie trochę lepiej: nad morze docieram regularnie co roku (choć perspektywa dojazdu zakorkowaną drogą w weekendy zazwyczaj skutecznie mnie odstrasza od wypadów jednodniowych). Za to w górach nie byłam już od ho,ho!
      A co do terenów Roztoczopodobnych: jeśli lubi się kontakt z naturą, to wszędzie znajdzie się piękne i spokojne miejsca, to prawda:)

      Usuń
  2. Na pierwszy rzut oka widać, że tę listę ułożył ktoś, kto naprawdę kocha książki i czytanie! U mnie gdyby nie punkt drugi, byłoby marnie! Na szczęście znajduję pełne zrozumienie u pozostałych domowników, łącznie z tymi najmłodszymi:))
    Jednak, jeśli ma być mowa o największych rozkoszach, to zdecydowanie punkt 1, 10 (dzieci, nie rośnijcie!!!) i 13 (czemu tak rzadko są wakacje?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Momarto, może do punktu drugiego warto dołączyć czytanie w wannie, to będzie jeszcze lepiej? Zwłaszcza gdyby sprawić sobie nakładkę, którą ostatnio prezentowała u siebie Lirael :-).
      Wakacje i urlopy mają taką dziwną właściwość - ile by nie trwały, zawsze są za krótkie... ;-)

      Usuń
    2. Czytanie w wannie zdecydowanie polecam, również bez nakładki. Praktykuję z powodzeniem od lat, na szczęście bez ofiar w woluminach. :)

      Usuń
    3. Niestety, kąpiele mi w ogóle nie służą (by nie napisać, że zostały surowo zakazane), ale pomimo to całkiem nieźle wychodzi mi czytanie w czasie mycia pod bieżącą wodą:) Może i książka na tym nieco cierpi, ale za to nie muszę przerywać lektury:))

      Usuń
    4. Jak Ci się to udaje?!... ale skoro książka może przy tym ucierpieć to i tak nie wykorzystam. Mimo to jestem ciekawa :-)

      Usuń
    5. Nie mam prysznica, a wannę. Blisko jest umywalka, na której można położyć książkę, przycisnąć ją kremem na noc (lub na dzień), po czym można przystąpić do mycia. Trochę boli szyja, a i książka okazuje się nieraz ruchliwa, ale zawsze to parę stron do przodu:)) Aha, musi być też miejsce na mały ręczniczek celem otarcia palców przed przewróceniem kartek!:P

      Usuń
    6. Ryzykantka z Ciebie ;-). Nie odważyłabym się zastosować takiej sztuki z żadną z własnych książek. Aczkolwiek jestem pełna uznania dla pomysłowości :-)

      Usuń
  3. Moje rozkosze to pkt 4, 6, 9 i 12. Plus: 1. spieszyć się z powrotem do domu, aby móc kontynuować lekturę; 2. przeczytać książkę z piętrzącego się stosu 3. przeglądać listę zapowiedzi książkowych; 4. czekać na kolejny numer pisma literackiego albo kolejny program literacki w telewizji lub radiu 5. odkryć, że ktoś nowo poznany ma podobne gusta literackie.;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aniu, zawstydziłaś mnie - teraz widzę, jak mnie zima wyzuła z kreatywności (na coś trzeba zwalić, prawda). Absolutnie podzielam Twoje punkty 1, 3 i 5 :-). Mogę dopisać jeszcze jedną: trzymać w rękach książkę, o której się wie, że zaraz się ją kupi, i przedłużać moment przed podejściem do kasy ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, podzielam i ja tę przyjemność, choć b. rzadko kupuję w księgarniach naziemnych.;) Dodam tu jeszcze macanie i wąchanie nowego nabytku.;)
      Moją ostatnią rozkoszą jest też
      odsłuchiwanie
      "Czujności" Barnesa w wyk. Ferencego, ale o tym pisałam już wszystkim.;)

      Usuń
    2. Słuchać przyjemnie, ale czytania nic nie zastąpi ;-)

      Usuń
  5. "trzymać w rękach książkę, o której się wie, że zaraz się ją kupi, i przedłużać moment przed podejściem do kasy"- a nie lepiej zamiast takiego masochizmu machnąć się do tej kasy dzikim galopkiem i rozpocząć lekturę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chaberku drogi, już Kubuś Puchatek odkrył, że od jedzenia miodu jeszcze przyjemniejsza jest chwila tuż przed rozpoczęciem jedzenia :-D

      Usuń
    2. aj tam, brał się za miodek że ho ho a nie czekał z nim do kasy ;)))

      Usuń
  6. pkt 8- nie muszę lubić książek kogoś, kogo kocham, bo co na siłę (jak np. byłby fanem lotnictwa albo chemii)? ;)
    pkt 9- patrzenie na stos książek to nie rozkosz, tylko męka i wyrzut sumienia (bo dobrze byłoby wreszcie zacząć te stosy czytać, a nie tylko na nie patrzeć!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do punktu 8 to myślę, że tu chodzi jednak o wspólnotę zainteresowań lub przynajmniej bliskie kręgi (jak ktoś jest humanistą, to może polubi też przyrodnicze np.). A co do pkt 9 się nie zgodzę :-). Taki potężny stos, i to wszystko jeszcze przede mną... tylko się cieszyć ;-)

      Usuń
  7. ale nie każdy związek to wspólne zainteresowania literackie [np. moi rodzice ;) nie sądzę, żeby mój tata pokochał książki czytane przez moja mamę ;)]
    cóż, ponieważ ja mam same potężne stosy, których nie czytam, a które uzupełniam, to już mnie samo tylko patrzenie nie cieszy :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdy, ale czasem się zdarzają zbieżności :-)
      To narusz te stosy, wtedy wróci radość z nowych nabytków - no bo skoro czytasz, to jest się czym cieszyć, taki duży wybór... :-)

      Usuń