niedziela, 22 maja 2011

Paddy Clarke Ha! Ha! Ha! – Roddy Doyle


Roddy Doyle jest bezsprzecznie moim ulubionym irlandzkim pisarzem. Stale wracam do jego trylogii o rodzinie Rabbitte’ów z robotniczej dzielnicy Dublina. Wysoko cenię także dwie inne jego powieści – „Kobieta, która wpadała na drzwi” i „Gwiazda zwana Henry”. Nagrodzoną Booker Prize w roku 1994 książkę „Paddy Clarke Ha! Ha! Ha!” zostawiłam sobie na koniec. Jak zwykle nie zawiodłam się, choć z pewnych względów podobała mi się mniej niż pozostałe. Ale po kolei.

Dom, szkoła i podwórkowe zabawy z kolegami – to świat typowego dziesięciolatka. Paddy Clarke ma dostatni dom i rodziców, którzy poświęcają mu wystarczająco dużo uwagi. Ma również młodszego brata Francisa, z którym się czubi, i dwie malutkie siostry. Jest całkiem dobrym uczniem, dlatego szkoła nie jest dlań nieprzyjemnym miejscem, mimo iż stosowane są w niej kary cielesne. Popołudnia to czas spędzany z rówieśnikami na pomysłowych grach, choć niekiedy niebezpiecznych i okrutnych. Dla dziesięcioletniego urwisa zabawy z kolegami, zwłaszcza te wiążące się z bólem fizycznym (poznawanie granic własnych możliwości) są wspaniałą atrakcją, podobnie jak oczekiwanie, na kogo i za co spadnie nauczycielska kara. Mały Patrick z ciekawością poznaje otaczający go świat i uczy się zasad w nim panujących. Jego dzieciństwo jest radosne i beztroskie – do momentu, w którym zaczyna rozumieć, co dzieje się w jego domu.

Powieść Doyle’a jest przede wszystkim obrazem rozkładu rodziny. Rodziny pozornie szczęśliwej, w której najpierw pojawiają się nieporozumienia, potem kłótnie, a w końcu dochodzi do rękoczynów. Matka i ojciec kryją się ze swoimi sporami przed dziećmi, jednak dla bystrego Paddy’ego nie jest to tajemnicą. Autor ukazał konflikt pomiędzy dorosłymi widziany oczyma dziecka, które kocha oboje rodziców i nie rozumie, dlaczego nie potrafią się dogadać. Doskonale uchwycił też moment, w którym kończy się dzieciństwo, a zaczyna dorastanie. Nie dzieje się to w chwili, kiedy Paddy obserwuje stosowanie przemocy przez nauczycieli, ani gdy dostaje w skórę za drobne kradzieże. Jego postrzeganie rzeczywistości zmienia się, gdy do chłopca dociera, że jego rodzina się rozpada. Na sprzeczki matki i ojca Paddy reaguje w dość typowy sposób – myśleniem magicznym („jeśli będę czuwał całą noc, nie pokłócą się”). I ucieka w naukę, do której wcześniej niezbyt się przykładał. Uświadamia też sobie wówczas, jak silna więź łączy go z bratem, którego na co dzień nie znosi, ale którego bliskość jest dla niego oparciem w tej trudnej sytuacji.

To z całą pewnością świetna książka, choć od początku wyczuwałam w niej pewien smutek. Losy bohaterów innych powieści irlandzkiego pisarza także nie były łatwe. Mimo wszystko inaczej czyta się o ciężkim życiu dorosłych niż o końcu bezpiecznego i beztroskiego świata małego chłopca, bezradnego wobec postępowania rodziców. Doyle wykazał się doskonałą znajomością dziecięcej psychiki. Prawda psychologiczna i autentyzm postaci to zresztą charakterystyczne i mocne atuty pisarstwa Roddy’ego Doyle’a, podobnie jak wnikliwa obserwacja i poczucie humoru. Tym bardziej nie mogę pojąć, dlaczego kolejne książki tak znakomitego pisarza nie są tłumaczone na język polski.

Moja ocena: 5,5/6

wtorek, 3 maja 2011

Wielka Czwórka – Agatha Christie

Tytułowa Wielka Czwórka to organizacja wpływowych ludzi dążąca do przejęcia władzy nad światem. Chińczyk Amerykanin, Francuzka i tajemniczy Numer Czwarty dla osiągnięcia własnych celów nie cofają się przed kolejnymi zbrodniami. Herkules Poirot wraz z przyjacielem, kapitanem Hastingsem, wytrwale tropi organizację, używając swej niezawodnej metody czyli małych szarych komórek. Mimo iż trup ściele się gęsto, słynny detektyw jest przekonany, że coraz lepiej poznaje przeciwnika i jest w stanie przewidzieć jego dalsze działania.

Znalazłam kilka nieścisłości (czyżby to błąd w tłumaczeniu?...) – dziwne mi się wydało, że człowiek, który podczas wybuchu nie został nawet poważnie ranny, dopiero po miesiącu odzyskuje siły; a już całkiem niemożliwe, że nieprzytomna po wypadku kobieta chce pilnie rozmawiać z Poirotem. Są tu nagłe zwroty akcji, specyficzne gadżety (śmiercionośna broń ukryta w papierosie), a niektóre zbrodnie są popełniane w bardzo przemyślny sposób. Zakończenie do ostatka trzymające w napięciu i tak efektowne, jak we współczesnym kinie akcji. I chociaż można przy tej lekturze pogimnastykować umysł, a mały Belg jest równie ujmujący co denerwujący, to jednak uznałabym tę książkę za jedną z mniej udanych tej autorki. A może po prostu obejrzałam o jednego „Bonda” za dużo.

Moja ocena: 3,5/6