środa, 23 listopada 2011

Godzina przed świtem – Sara MacDonald


Sara MacDonald ma dar pisania o swoich bohaterach tak, że wydają się nie postaciami literackimi, a żywymi ludźmi. Ich wybory i działania są przekonujące, ich emocje udzielają się czytelnikowi. Autorka opowiada w fascynujący sposób, sprawiając że chcę poznać całą historię jak najszybciej, i co chwila zaglądam kilka kartek dalej… a jednocześnie chcę zwolnić, delektować się lekturą jak najdłużej.

Inspiracją dla powstania Godziny przed świtem stał się jeden z obrazów Friedensreicha Hundertwassera, malarza i architekta. Śladami tego austriackiego twórcy podąża Fleur, zbierając materiały do pracy. Podróż jest także pretekstem do odwiedzenia córki Nikki, mieszkającej w Nowej Zelandii. Po drodze Fleur zatrzymuje się w Singapurze, gdzie upłynęła znacząca część jej dzieciństwa i dorosłości. Tam przypadkowo dowiaduje się o odkryciu dokonanym w Port Dickson. Fleur razem z córką muszą znów wrócić pamięcią do dramatycznych wydarzeń sprzed lat, kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła Saffie, siostra bliźniaczka Nikki.

Z całą pewnością nie można zarzucić pisarce, że jej powieść jest płaska czy jednowymiarowa. To historia szczęśliwego małżeństwa, które zakończyło się tragicznie. Jednocześnie jest to powieść o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, łączących matkę i córkę, rodziców i ich dzieci, mężczyznę i kobietę. O wyjątkowej więzi pomiędzy bliźniętami (okładka pięknie koresponduje tu z treścią). Sara MacDonald wiarygodnie pokazała, jak wydarzenia z przeszłości zdeterminowały życie bohaterów, jakie konsekwencje miały ich czyny. Jej książka mówi też o tym, że odpowiedzi na wiele pytań znajdują się w naszej świadomości.

Powieść jest świetnie skonstruowana – teraźniejszość przeplata się z retrospekcjami, stopniowo odkrywającymi to, co wydarzyło się 28 lat wcześniej. Fabuła stale trzyma w napięciu, mimo iż czytelnik przeczuwa, co się wydarzyło; i chociaż wydaje mu się, że zna już wszystkie elementy układanki, zakończenie wywiera silne wrażenie. Autorka pisze w „zmysłowy” sposób, budując nastrój stara się oddać dźwięki, zapachy, kolory (nie bez znaczenia jest, że zna malezyjskie realia). Idea Hundertwassera zaś stanowi efektowną klamrę spinającą opowieść. Wprawdzie znalazłam w książce kilka zdań, które pasowałyby raczej do mało ambitnego romansu niż do dobrej powieści obyczajowej. Jest to jednak drobiazg wobec innych zalet Godziny przed świtem. Dlatego w obrębie średniej półki, jaką reprezentuje, stawiam powieść Sary MacDonald naprawdę wysoko.

Moja ocena: 6/6