niedziela, 15 lipca 2012

Amsterdam - Ian McEwan



Gdybym przeczytała „Amsterdam” krótko po ukazaniu się, być może byłabym zachwycona. Ale przeczytałam go ponad miesiąc temu, mając już za sobą dwa tytuły tego autora, i nadal wywołuje u mnie głównie wzruszenie ramion. Nie ulega wątpliwości, że to dobra powieść, podejmująca kilka interesujących tematów i nasycona celnymi obserwacjami. Ale przy tym dość przewidywalna.

Czym jest „Amsterdam”? Obrazem współczesnego dziennikarstwa, odhumanizowanego, goniącego za sensacją, schlebiającego niskim gustom potencjalnych odbiorców. Powieścią o relacjach między mężczyznami – szorstkiej chwilami przyjaźni, skrywanej nienawiści, rywalizacji w pracy. McEwan opisując swoich bohaterów akcentuje przede wszystkim ich przywary, i nie oszczędza nikogo. Clive i Vernon przekonują się wzajemnie do przyzwoitego zachowania, ale postępują niemoralnie. Zdradzany i pogardzany mąż bierze bezlitosny odwet na kochankach żony. Polityk broniący wartości rodzinnych okazuje się hipokrytą. Aż się prosi, by wrzucić „Amsterdam” do szufladki z napisem „świat jest podły, a ludzie są źli”. I chociaż nie mogę odmówić tej prozie walorów artystycznych czy prawdy psychologicznej, to jednak stwierdzam, że nie polubiliśmy się z panem McEwanem. Trudno.

Moja ocena: 3,5/6