poniedziałek, 25 lipca 2016

Milionerzy – Stanisława Fleszarowa–Muskat



Milionerzy wydają się być idealną książką na lato – taką, przy której dobrze się odpoczywa. Pisarka obrała za bohaterów pracowników stoczni, rodzinę lekarza zakładowego, marynarza i młodą malarkę. Wartka akcja, pełnokrwiste postaci i obfitość dialogów – powieść pierwotnie była słuchowiskiem radiowym – sprawiają, że czyta się ją błyskawicznie. Forma lekka, ale temat bynajmniej błahy nie jest. Można tę książkę potraktować jako historię dwóch romansów i jednej dojrzałej miłości, ale istotniejszy jest tu dramat dziecka, którego rodzina rozpada się na jego oczach. Wątkiem nie do pominięcia jest też sprawa kradzieży w stoczni, która stała się dla autorki pretekstem do rozważań o etosie pracy.

Od pierwszego wydania powieści minęło już ponad pół wieku. Szczególnie fascynujące w jej lekturze było odkrywanie/przekonanie się, jak głębokie zmiany w obyczajowości zaszły przez ten czas. Inny był model ojcostwa (o ile można tu mówić o modelu, skoro ojcostwo polegało głównie na sprowadzeniu na świat i łożeniu na utrzymanie latorośli), inne oczekiwania wobec żony. Źle były oceniane takie, które biegały do kina i po koleżankach, a rano nie naszykowały mężowi śniadania. Ceniono za to kobiety gospodarne, trzymające się domu, odgadujące życzenia współmałżonka, posłuszne (!) a nawet – o zgrozo – niezbyt mądre.

Wśród wyznaczników popularności powieści Fleszarowej–Muskat wskazywano postawę bohaterów wobec konfliktów moralnych. Ich decyzje zawsze były słuszne, zgodne z obowiązującymi zasadami moralnymi i zdrowym rozsądkiem. Jednak dzisiejszych czytelników owe wybory mogą przyprawić głównie o zgrzyt zębów. Obarczanie drugiej osoby całą odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację nie należy raczej do moralnych zachowań, nie wspominając już o tym, że – uwaga, spoiler! – trzeba mieć tupet, aby zażądać od żony przyzwolenia na romans. Postawa zaś dwóch pracowników stoczni, majstra Wantuły i pomocnika Wacka, których sprawa kradzieży dotknęła bezpośrednio, może i była propagowana jako wzór do naśladowania, ale zarówno wówczas, jak i dziś, wzbudziłaby przede wszystkim uśmiechy politowania i niedowierzania.

Pisarce niejednokrotnie zarzucano jawny dydaktyzm. Biorąc jednak pod uwagę jej skrupulatność w sprawdzaniu realiów, spostrzegawczość i znakomity warsztat literacki, warto przymknąć oko na niedostatki tej prozy, i czytać Fleszarową także dziś. Jej powieści to kopalnia wiedzy o PRL-u.

Moja ocena: 3,5/6