Pierwszy z hiszpańskiego cyklu kryminałów Alicii
Giménez–Bartlett różni się całkowicie od opisywanego w poprzednim poście
Złodzieja kanapek. U Camilleriego była szybka akcja, ledwie zarysowany wątek
życia osobistego komisarza Montalbano i intryga kryminalna na pierwszym planie.
U Giménez–Bartlett jest dokładnie odwrotnie. Prowadzącym sprawę serii gwałtów
policjantom początkowo trudno jest znaleźć jakiś punkt zaczepienia, dlatego
śledztwo toczy się mozolnie. Dodatkowo autorka sporo uwagi poświęca głównym
bohaterom – ambitnej inspektor Petrze Delicado oraz jej partnerowi Fermínowi
Garzónowi, podinspektorowi z wieloletnim stażem. Współpracownicy zrazu
zachowują się wobec siebie z rezerwą, z czasem jednak tworzą zgrany duet.
Garzón, widziany oczyma uprzedzonej doń Delicado, stopniowo
zyskuje przy bliższym poznaniu. Prezentujący nieco konserwatywne poglądy
podinspektor świetnie zna się na pielęgnacji roślin ogrodowych, a ponadto
wysoko ceni rozkosze podniebienia. Samą Petrę trudno lubić. Za dużo myśli,
analizuje i tłumaczy swoje postępowanie, ma skłonność do przesady i bywa zbyt
ostra w stosunku do podejrzanych i świadków. W trakcie śledztwa jednak nabiera
doświadczenia i staje się bardziej wyważona. Szczegółowo potraktowany temat
życia osobistego Petry – układania wszystkiego na nowo po drugim rozwodzie i
urządzania się w nowym miejscu – oraz nawiązywania porozumienia z przydzielonym
współpracownikiem sprawiają, że książkę tę równie dobrze można czytać jako
powieść obyczajową z rozbudowanym wątkiem kryminalnym. Cykl rozpoczął się
bardzo obiecująco, z przyjemnością sięgnę po kolejne części.
Moja ocena: 4/6