Lektura zaplanowana jeszcze na ubiegły rok i przeczytana z
zaledwie miesięcznym poślizgiem tylko dzięki klubowi czytelniczemu Ani :-).
Powieść Atwood wywołuje mieszane uczucia. Świat widziany oczami Podręcznej,
jednej z pierwszych ofiar reżimu, jest piekłem kobiet, których rola w
społeczeństwie została sprowadzona do funkcji reprodukcyjnych. Panujące w nim
prawa są barbarzyńskie: ograniczanie wolności, odbieranie dzieci matkom uznanym
za „niemoralne”, nieliczenie się z ludzkimi uczuciami. Nie wszystkie kobiety są
w takiej sytuacji jak Podręczne, los części z nich (Żony, Marty) wydaje się
mniej przykry. Ukazany przez pisarkę przekrój społeczeństwa gileadzkiego to
jednak dość ponury obrazek. Mimo zachowania przez niektórych pewnych
przywilejów, niczyja sytuacja nie wydaje się godna pozazdroszczenia – ani
kobiet, ani (o ironio) mężczyzn, architektów reżimu.
Zwyczaje praktykowane w Gileadzie ukazują absurdalność tego
systemu. Scena seksu z Podręczną ma w sobie coś perwersyjnego, opis porodu
wydaje się kretyńskim spektaklem wywołującym niedowierzanie, że tyle osób
bezmyślnie uczestniczy w tym cyrku, zamiast krzyknąć „król jest nagi”.
Ceremonia Wybawiania to gorzki żart, dopełnienie całości obrazu. I chociaż
Atwood logicznie uzasadniła powstanie Gileadu, a przy tym nieco przewrotnie
(reżim gileadzki jako konsekwencja działalności ruchu feministycznego), to
jednak trudno uwierzyć w możliwość spełnienia się takiej wizji – mimo że wydaje
się prawdopodobna.
Znacznie bardziej przekonujący jest portret psychologiczny
Fredy. Pisarka świetnie oddała uczucia osoby znajdującej się w niewoli,
pozbawionej praw i chcącej mimo wszystko przetrwać – dla swoich najbliższych, o
których nawet nie wie, czy żyją. Wyłączanie myślenia o swojej sytuacji, by nie
poddać się emocjom, rejestrowanie szczegółów otoczenia, by skupić na czymś
uwagę i ćwiczyć czujność, docenianie drobnych, małych radości – wszystko to
pozwala Fredzie funkcjonować, przetrwać nieludzki czas i wierzyć, że jeszcze
kiedyś będzie żyła tak, jak przed nastaniem nowych porządków. Otwarte
zakończenie oraz ostatni rozdział pozostawiają czytelnikowi swobodę w
domyślaniu się dalszych losów Podręcznej. To niewątpliwy atut tej, trudnej
chwilami w odbiorze, powieści.
Moja ocena: 4,5/6
Nie mogę przestać myśleć o tej książce, po prostu mnie zdruzgotała, ale i zachwyciła. Dla mnie to 6/6. :)
OdpowiedzUsuńLirael, zaczynając czytać spodziewałam się takiego samego efektu, ale ku memu zaskoczeniu książka nie wywarła na mnie aż tak wielkiego wrażenia. Ostatnią taką lekturą było dla mnie "Miasto ślepców" Saramago... przez dwa miesiące myślałam o tej powieści, nie mogła mi wyjść z głowy.
UsuńAtwood nie powaliła, za to teraz Wilk zachwyca... zwłaszcza językiem :-)
Do mnie księgarniana paczuszka z Wilkiem dotarła dopiero dziś, więc będę szybko nadrabiać zaległości. :)
UsuńMam "Baltazara i Blimundę" Saramago, od kilku lat czekają na półce na swoje pięć minut. A "Miasto ślepców" też chętnie kiedyś przeczytam.
"Baltazara i Blimundy" nie czytałam, natomiast uprzedzam, że "Miasto ślepców" może zwalić z nóg; lepiej je czytać w dobrym nastroju ;-). Moim zdaniem wywołuje emocje dużo silniejsze niż "Opowieść Podręcznej"... w każdym razie do mnie wizja Saramago przemówiła w stu procentach.
UsuńMoże to jest nasze pobożne życzenie, aby wizja Atwood nie spełniła się?;)
OdpowiedzUsuńAniu, oby się nie spełniła. Nigdy.
UsuńAtwood i Wilk (o których wspominasz, odpowiadając Lirael) to jednak dwie zupełnie różne bajki; tak różne że mi trudno je ze sobą porównywać:)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o "Opowieść podręcznej" - dopiero dyskusja u Ani nadała (przynajmniej dla mnie) tej książce szereg znaczeń, których samodzielnie bym nie dostrzegła. Fascynująca lektura, być może też dlatego, że odczytywałam ją z mojej własnej, kobiecej perspektywy?
Momarto, pewnie, że zupełnie różne, ale odpowiadając Lirael miałam na myśli oczekiwania. Spodziewałam się, że Atwood mną wstrząśnie, że będę długo myślała o tej powieści - a nic takiego się nie stało. Śpię po niej spokojnie ;-). Natomiast po Wilka sięgnęłam bez przekonania, ot z ciekawości "z czym to się je". I wsiąkłam z kretesem ;-)
UsuńMnie dyskusja u Ani pozwoliła uporządkować wrażenia, a także podsunęła pewne rzeczy, np. kompletnie przeoczyłam symbolikę kolorów...
"Opowieść Podręcznej" leży na mojej półce i czeka w dłuuuugiej kolejce na swój czas - razem z innym tytułem Atwood ;).
OdpowiedzUsuńDawno temu oglądałam film na podstawie tej powieści, a jedną z głównych ról grał Robert Duval. Migawki z "Podręcznej" do dziś tkwią pod powiekami, postanowiłam więc sięgnąć po książkę. Gdy przeczytam i przefiltruję w sobie, będę mogła zabrać głos :).
Favorino, z perspektywy czasu widzę, że nie ciągnie mnie do powtórki lektury (co u mnie częste, gdy książka robi na mnie duże wrażenie), więc i na film jakoś nie mam ochoty. Mimo wszystko uważam, że "Opowieść Podręcznej" warto znać.
Usuń