niedziela, 24 lutego 2013

Dom nad Oniego – Mariusz Wilk



Kolejna lektura przeczytana z inspiracji Klubu Czytelniczego. Sięgnęłam po nią bez przekonania, bez większych oczekiwań – i ku własnemu zaskoczeniu wsiąkłam od pierwszej strony. W swoim dzienniku autor opisuje życie na Północy, a także kulturę Karelii jako klucz do zrozumienia Rosji. Fragmenty dotyczące m.in. skomorochów, naukowca Nikołaja Oziereckowskiego, poety Nikołaja Klujewa czy wreszcie pisowni nazwy Jeziora Oniego są pełne ciekawostek, wnikliwe, poparte długimi poszukiwaniami w bibliotecznych księgozbiorach. Dla osób interesujących się literaturą i kulturą rosyjską to książka nie do pominięcia.

Karelia z dzienników Wilka ma dwa oblicza. Z jednej strony jest to obszar wyludniony, o surowym krajobrazie, pełen rozpadających się, opuszczonych domów. Każdy dzień jest walką o przetrwanie, a niezbyt poważny problem zdrowotny może zakończyć się tragicznie. Ponadto jest to region zagrożony degradacją – miejscowi wyrzucają śmieci gdzie popadnie, rabunkowo wycinane są lasy. Wydobywa się tam szungit, a pod koniec XX wieku odkryto ogromne złoża wanadu i uranu.
Z drugiej – jawi się jako miejsce ciche i spokojne, gdzie można żyć zdrowo, zgodnie z rytmem natury. Podstawą diety jest to, co się wyhoduje w ziemi, złowi w jeziorze lub znajdzie w lesie. I mimo ciężkiej pracy, jaką trzeba wykonać, żeby przeżyć, jest czas na kontemplację otaczającej przyrody, na refleksję, wsłuchiwanie się w siebie. Z dala od miejskiego zgiełku nabiera się dystansu – do życia w Europie, do wypaczonego obrazu świata kreowanego przez media.

Rozpoczynając lekturę pomyślałam „szkoda, że nie ma zdjęć”. Ale Mariusz Wilk opisuje Karelię tak pięknym, poetyckim i obrazowym językiem, że one są w ogóle niepotrzebne. Stosowane przez autora rusycyzmy, archaizmy, a niekiedy składnia charakterystyczna dla rosyjskiego wydają się najwłaściwszym sposobem wyrażenia tego, co chce przekazać. „Dom nad Oniego” to książka do powolnego czytania i wielokrotnych powrotów, delektowania się barwnym i bogatym językiem (nieraz trzeba zajrzeć do słownika) i plastycznymi opisami, skłaniająca do przemyśleń. Chętnie dowiedziałabym się więcej o życiu codziennym na rosyjskiej prowincji – tu pozostał lekki niedosyt, będący jednocześnie zachętą do sięgnięcia po kolejne części „Dziennika północnego”. Dla mnie to odkrycie roku.

Moja ocena: 6/6

13 komentarzy:

  1. Jak wiesz, moje wrażenia z lektury były bliźniaczo podobne do Twoich. :) Mam nadzieję, że kolejne książki Wilka, które przeczytamy, upewnią nas w zachwycie.
    Jednak muszę przyznać, że Atwood była dla mnie odkryciem ciut większym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłam, że bardzo podobnie odebrałyśmy tę książkę :-). Również żywię taką nadzieję. Wiem, że Atwood wywarła na Tobie ogromne wrażenie, i nawet troszkę Ci tego zazdroszczę ;-). W przyszłości chcę przeczytać inne jej powieści; "Opowieść Podręcznej" niestety dla mnie trzęsieniem ziemi nie była (a chyba tego podświadomie oczekiwałam).

      Usuń
    2. Ja właśnie powoli obrastam w kolejne powieści Atwood. :) Marzy mi się też skompletowanie całego Wilka.

      Usuń
    3. Będę zatem wyglądać u Ciebie opinii o Atwood :-). Jeśli kolejne części będą mi się podobały tak, jak pierwsza, też nabędę całego Wilka :-).

      Usuń
  2. Dopiero teraz do mnie dotarło, że podczas lektury nie przeszkadzał mi brak zdjęć.;) Masz rację, autor opisał Karelię wystarczająco sugestywnie.
    Zgodzę się, że to książka wielokrotnego użytku. Dużo w niej tropów, nie sposób wszystkie ogarnąć za pierwszym razem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, nawet w którymś momencie pomyślałam, że gdyby te zdjęcia były, to by mi przeszkadzały ;-).
      To chyba cecha dobrych książek - nie tylko bogactwo wątków, ale i to, że chce się do nich wracać.

      Usuń
    2. Mogę się tylko podpisać pod Twoim stwierdzeniem.;)

      Usuń
    3. Miło mi, że się zgadzamy ;-)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. wreszcie u Ciebie coś co mnie zachęca do przeczytania ;) chociaż na "sąsiednim" blogu dyskusja na temat była ostra ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chaber, przy Twoim upodobaniu do non-fiction faktycznie ciężko Ci znaleźć coś u mnie... ale McEwan Ci się podobał przecież? To ostre dyskusje są zniechęcające? ;-)

      Usuń
  5. a fakt, podobał, chociaż nie rzucił o glebę :) ależ ja nic takiego nie napisałam- że zniechęcają! Tym bardziej warto sięgnąć po lekturę :)

    OdpowiedzUsuń