Czytana zaraz po tchnącym chłodem „Amsterdamie”, „Ewa Luna”
okazała się doskonałym antidotum na przygnębiający nastrój powieści McEwana. To
historia młodej jeszcze kobiety, której życie było tak barwne i pełne
nieoczekiwanych zwrotów, że mogłaby nim obdzielić kilka osób. Ewa pisze z
pozycji osoby, która wiele doświadczyła i widziała. Dlatego w jej narracji
sporo jest celnych stwierdzeń, charakteryzujących się życiową mądrością, a
także humorem i pewnym dystansem, w rodzaju: nowe życie wstąpiło w pogrążoną w marazmie dyktaturę, ponieważ fortuna
tyrana i jego krewnych urosła tak bardzo, że zostawili troszkę dla innych
(s. 14) czy jedyną wadą była na razie
jego młodość, ale ta choroba wszystkim z wiekiem mija (s. 112). Jako że
świeżo odkryła swój talent pisarski, bawi się nim, cyzelując zdania i z
upodobaniem odnotowując detale (wygląd, stan emocjonalny, wydarzenia z
przeszłości danej postaci), co nie zawsze ma znaczenie dla fabuły i może w
końcu nużyć.
Czy wszystko, co opisuje Ewa, wydarzyło się naprawdę? W
których momentach ubarwiła swoją opowieść? To nie jest aż tak istotne.
Ważniejsze, co chce w ten sposób przekazać – że świat jest niesłychanie bogaty
i różnorodny. Że każda historia może mieć szczęśliwe zakończenie. I że w rzece
musi nieraz upłynąć dużo wody, zanim człowiek znajdzie to, czego szuka – sens
życia, prawdziwą miłość, samego siebie.
Moja ocena: 4,5/6
już się martwiłam, że niczego tu więcej nie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńChaber, chyba więcej osób tak myślało, bo taka pustka... ;-(
OdpowiedzUsuńczytałam jedną książkę tej autorki i pamiętam, że bardzo mi się podobała, na pewno skuszę się na kolejne :)
OdpowiedzUsuńMagdo, jeżeli tą książką nie był "Dom duchów", to bardzo Ci ją polecam :-)
OdpowiedzUsuńSądziłam, że to jedna z jej słabszych książek. Ale i tak mi nie spieszno - po "Podmorskiej wyspie" jestem bardzo sceptycznie nastawiona wobec allendemanii ;)
OdpowiedzUsuńMoże;)
OdpowiedzUsuńMaioofko, rzeczywiście jest słabsza. Męczyłam ją, i właściwie głównie ze względu na pozytywne przesłanie dostała tak wysoką ocenę. "Podmorskiej wyspy" nie czytałam, ale jakoś większe zaufanie mam do starszych powieści Allende.
OdpowiedzUsuńHadziu, :-)
Allende należy do moich ulubionych pisarek, ponieważ potrafi zamknąć w książce kobiece historie, które kipią od namiętności, emocji i uczuć. W jej powieściach królują silne bohaterki, obdarzone inteligencją, literacko barwne i niejednoznaczne.
OdpowiedzUsuńPolecam wszystkim :)
Piegusko, masz rację, kobiety u Allende są wyraziste. Sięgnęłam po nią po długiej przerwie i teraz muszę sprawdzić, czy tylko trafiłam na słabszą powieść czy też moje upodobania czytelnicze tak się zmieniły. Być może to drugie, i wtedy zostaną mi jedynie dobre wspomnienia po "Domu duchów" i "Afrodycie"...
OdpowiedzUsuńMądra książka, z chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuń~Demismo, życzę przyjemnej lektury :-)
OdpowiedzUsuńZ twojego opisu wynika, że autorka ma specyficzne poczucie humor, co ja osobiście bardzo sobie cenię, z chęcią do książki zajrzę, tymczasem zapraszam do mnie na nową recenzję:)
OdpowiedzUsuńSzukaj mnie we mgle, to poczucie humoru jest podszyte ironią, a jeśli dodamy do tego mądrość życiową, to mamy całkiem przyjemną mieszankę ;-).
OdpowiedzUsuń