Nie odnotowywałam dotąd książek, których nie doczytałam do końca. Ponieważ tym razem chodzi o lekturę wyzwaniową, czuję się w obowiązku napisać kilka słów. Przede wszystkim pomysł Stowarzyszenia Lektorów – ludzi umiejących wpływać na innych poprzez głośne czytanie – wydał mi się sztuczny i naciągany (dobry aktor może osiągnąć identyczny efekt). Następnie autor wystawił moją cierpliwość na jeszcze większą próbę, dzieląc stowarzyszenie na lektorów (nadawców) i odbiorców potrafiących kontrolować czytających ludzi, odbierających obrazy, jakie lektura wywołuje w ich umysłach i wzmacniających wrażenia czytelników (???...). Książka jest przeładowana niepotrzebnymi informacjami, niczego niewnoszącymi do fabuły. Do tego bohaterowie zachowują się niekiedy dziwacznie (nieuzasadnione chichoty, sprawdzanie ni z tego, ni z owego, czy ktoś ich nie śledzi itp.), co obudziło we mnie podejrzenie, że Stowarzyszenie Lektorów może być po prostu grupą wariatów. To wszystko plus moja alergia na zdarty do cna motyw władzy nad światem (wspomniany w okładkowej notce) spowodowało, że poddałam się ostatecznie na 124 stronie, choć miałam ochotę rzucić książką dużo wcześniej. Pomysł może nie jest zły, lecz z pewnością niedopracowany; wygląda to tak, jakby autor zapisywał wszystko, co mu przyszło do głowy. Być może jest to lepszy materiał na film (á la Kod da Vinci) niż na książkę. Kolejne lektury wyzwaniowe będę dobierać znacznie uważniej, nie zdając się już na przypadek.
Moja ocena: 1/6
nothing to do with
7 lat temu
Jak widać szału nie ma. Fabuła jest taka sobie :-)
OdpowiedzUsuńPiter Murphy, ano nie ma. A szkoda, bo temat wdzięczny, i można było stworzyć coś dużo lepszego.
OdpowiedzUsuńByłam jej ciekawa, ale skoro to takie dno, to d=sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A taka stylowa okładka! I dźwięczne nazwisko autora! Pewnie bym się skusiła, gdyby mi na drodze stanęła :) Ale nawiązanie do Kodu pachnie mi tutaj spiskiem i sensacją, a tego nie szukam.
OdpowiedzUsuńU mnie leży coraz więcej porzuconych książek, napoczętych i odłożonych lub tylko chwilowo wstrzymanych ;) Im więcej obietnic pozytywnych doznań czytelniczych wokoło, tym człowiek się robi wybredniejszy chyba. Już przestałam się nawet tym stresować :)
Marudo, myślę że wiele nie stracisz ;-)
OdpowiedzUsuńMaioofko, okładka rzeczywiście piękna, szkoda że treść książki nie jest jej godna. Trafiłaś w sedno, jest i spisek, i sensacja :-).
Pocieszyłaś mnie, bo też mam spory stos zaczętych... Ale u mnie to nie wybredność, ale chęć wchłaniania możliwie jak najwięcej w krótkim czasie, a tak się przecież nie da, zawsze umknie coś istotnego. Stanowczo muszę wziąć się w karby ;-)
Ja książkę przeczytałam, ale nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia... Czegoś lepszego się spodziewałam. Musze sprawdzić, czy autor jeszcze coś napisał...
OdpowiedzUsuńDabarai, ano właśnie. Miałam nadzieję, że będzie to historia na miarę "Cienia wiatru" co najmniej, a tu klops.
OdpowiedzUsuń