sobota, 13 listopada 2010

Muzyka fal - Sara MacDonald


Nie pamiętam, kiedy z taką przyjemnością, i tak lekko czytało mi się książkę, która wcale lekka ani błaha nie jest. I wiem, że nie będę w stanie oddać jej piękna – bo skoro wszystko jest tak, jak powinno być, to co tu jeszcze pisać?...
Dom blisko morza, na wybrzeżu Kornwalii, należy do Marthy i Freda Tremainów. Mimo podeszłego wieku i związanych z nim dolegliwości, nie tracą pogody ducha i cieszą się życiem takim, jakie jest. Ich córka Anna jest wziętym londyńskim prawnikiem, syn Barnaby dzieli swój czas pomiędzy obowiązki pastora a opiekę nad rodzicami. Wnuczka Lucy (córka Anny) pragnie żyć swoim życiem, jednak żal jej opuszczać dziadków i Barnaby’ego, którzy dali jej tyle ciepła. Przygotowując się do wyjazdu, Lucy zagląda na strych, chcąc zostawić tam część swoich rzeczy. Znajduje tam stary kufer, a w nim dokument, z którego wynika, że jej matka nie urodziła się w 1945 r. w Londynie, ale cztery lata wcześniej w Warszawie. Tym sposobem wpada na trop rodzinnej tajemnicy, pilnie strzeżonej przez wiele lat. Dotąd Lucy, podobnie jak Anna i Barnaby, żyła w przeświadczeniu, że Martha bezpiecznie przedostała się – pozostawiając najbliższych – z ogarniętej wojną Polski do Anglii, gdzie poznała Freda. Prawda jest jednak znacznie bardziej bolesna...

Stopniowo odsłaniając przeszłość, powracającą we wspomnieniach, autorka pozwala czytelnikowi domyślać się losów bohaterów. Świetnie oddała realia II wojny światowej – co pewnie potraktowałabym jako rzecz naturalną, gdybym nie przeczytała wcześniej „Malińskiego”. Pokazała też, jak nienawiść i uprzedzenia potrafią sprawić, że jeden naród będzie dążył do unicestwienia drugiego. I że jest to nieodłącznie związane z człowieczeństwem: Tristan, narzeczony Lucy, oddelegowany do Kosowa, obserwuje taką samą nienawiść i okrucieństwo Serbów względem Albańczyków, jakie przejawiali Niemcy wobec Żydów. Ale duch ludzki ma w sobie ogromną siłę i niezłomność. Mimo wojennych przeżyć, powracających w sennych koszmarach, Martha umiała cieszyć się życiem – miłością Freda, swoją rodziną, domem, ogrodem, okolicą. To ostatnie wcale nie jest trudne. Kornwalia w powieści MacDonald jest miejscem spokojnym i bezpiecznym, gdzie słychać szum morza i krzyki mew, i można chodzić na długie spacery pustą plażą.

Wśród zalet tej powieści należy wymienić jej język – prosty, potoczysty, a także świetnie nakreślone postaci. Martha i Fred budzą ogromną sympatię; Anna za każdym razem przyprawiała mnie o zgrzytanie zębów. Lucy i Kate (opiekunka Marthy i Freda) są mi bliskie ze względu na swój sposób postrzegania świata. A w Barnabym urzekła mnie jego mądrość i opanowanie.

W tej książce jest wszystko – ból, nienawiść, niewyobrażalne cierpienie, rozpacz, nadzieja, ciepło, bezpieczeństwo, radość życia. Co chwilę do niej sięgam, kartkuję, podczytuję fragmenty. Świetna. Nie mogę się z nią rozstać.
Moja ocena: 6/6

14 komentarzy:

  1. Nie jest to co prawda moja tematyka, bo nawet chwilę temu pisałam, że takowej unikam, ale przywołana przez Ciebie historia zapowiada się intrygująco i ma w sobie zdecydowanie coś więcej niż odniesienia do faktów, o których słuchać i czytać nie lubię. Dlatego na pewno sięgnę, zwłaszcza, że 'Galerię' kolekcjonuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Futbolowa, tu raczej głównym tematem jest, jak takie przeżycia warunkują późniejsze relacje międzyludzkie, wpływają na psychikę osoby, która tego doświadczyła - i na ludzi z jej otoczenia. Dlatego polecam Ci tę książkę gorąco, i ciekawa jestem Twojej opinii. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzmi bardzo kusząco. Na pewno poszukam, skoro tak pięknie o niej piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ysabellbooks, to czekam na Twoją opinię :). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy Ty znajdujesz czas żeby czytać...:(

    OdpowiedzUsuń
  6. Chaber, no łatwo nie jest, co widać m.in. po częstotliwości zamieszczania postów na blogu :-/. Ale jakoś się udaje. A gdy ma się do czynienia z książką tak zajmującą jak powyższa, czas znajduje się sam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam tę książkę, kupiłam kiedyś w matrasie tylko dlatego, że kosztowała 9zł. Bardzo się cieszę, że dobrze trafiłam - bo naprawdę zachęcająco napisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  8. Beatrix, myślę, że to jest dobrze wydane 9 zł ;-). Zazdroszczę Ci, że jej lekturę masz jeszcze przed sobą.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak wysoka ocena intryguje - zwłaszcza, że nie słyszałam wcześniej ani o książce, ani o autorce. Poszukam sobie, choćby dla tej Kornwalii w tle :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Maioofko, bo też podobała mi się nadzwyczajnie. Może i Tobie przypadnie do gustu :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Słyszałam o tej książce, planuję ją przeczytać - muszę zdobyć jakoś swój egzemplarz! :) Twoja recenzja umacnia mnie w tych planach :)
    Hiliko (http://hiliko.blox.pl)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hiliko, ja wypożyczyłam z biblioteki. Gdy tylko skończyłam czytać, zaraz z duszą na ramieniu pobiegłam do Dedalusa... no i teraz jestem spokojna, bo mam swoją :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytałam gdzieś o tej książce, też była wysoko oceniona. Warte rozważenia :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Bursztynowa, zdecydowanie warte ;-). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń