Zwykle nie obiecuję sobie zbyt wiele po lekturze, bo wolę być przyjemnie zaskoczona niż niemile rozczarowana. Mimo to oczekiwałam, że „magiczna irlandzka opowieść o Polsce i Polakach” przypadnie mi do gustu, bo jeśli chodzi o literaturę irlandzką, mam jak do tej pory same pozytywne doświadczenia (przeczytałam jej sporo jeszcze przed założeniem bloga). Tymczasem „Maliński”, debiut literacki Síofry O’Donovan, wzbudził we mnie mieszane uczucia.
Jest to historia dwóch braci Malińskich, Stanisława i Henryka, rozdzielonych przez wojnę. Gdy Niemcy wkraczają do Lwowa, ich matka razem z synami ucieka z majątku. Po drodze Henryk urządza awanturę o pozostawioną zabawkę – czerwoną kolejkę. Matka wraca z nim do dworku, ale tam już są Niemcy. Stanisław trafia do Krakowa, do ciotki Magdy, zaś jego matka Elżbieta razem z Henrykiem zostają uwięzieni w swoim domu, pod jednym dachem z okupantami. Po wojnie Stanisław zostaje w Krakowie, Elżbieta i Henryk trafiają do Irlandii. Z czasem nawiązują listowny kontakt. Po śmierci matki Henryk przyjeżdża do Polski, aby spotkać się z bratem, którego nie widział od czterdziestu dziewięciu lat.
Żadnemu z braci nie powiodło się w życiu osobistym, każdy ma też fałszywe wyobrażenie o losach tego drugiego. Stanisław boryka się z nudą, monotonią i szarzyzną życia w komunistycznej Polsce, z kolejkami po jedzenie i brakiem nadziei. Sądzi, że Henrykowi w Irlandii powodzi się lepiej, zwłaszcza że Elżbieta ponownie wyszła tam za mąż. Brat pozostał dla Stanisława „małym, zepsutym chłopczykiem, który zabrał mu matkę”. Z kolei Henryk myśli, że Staś w Krakowie opychał się ciastami ciotki Magdy (którymi miała zwyczaj częstować ich przy każdej wizycie), podczas gdy on z matką cierpiał głód we Lwowie. Boryka się też z ogromnym poczuciem winy, wypierając ze świadomości swoją odpowiedzialność za to, co się stało. Jest przekonany, że to matka chciała wrócić po kapelusze, dlatego traktuje ją lekceważąco i pogardliwie, jest arogancki i odpychający. Fałszywie interpretuje też to, co się działo we Lwowie, gdzie Elżbieta była stale wykorzystywana seksualnie przez Oberscharführera Hansa Hilbiga, stacjonującego w ich dworku. Dorosły Henry tłumaczy to sobie miłością Niemca do jego matki, i myśli o nim jako o zastępczym ojcu, chociaż Hilbig w napadzie szału odciął mu duży palec stopy.
Autorce udało się znakomicie pokazać, jak wojna naznaczyła życie obu braci. Wiarygodnie nakreśliła ich portrety psychologiczne. Odniosłam jednak wrażenie, że nie orientuje się zbyt dobrze w realiach II wojny światowej, zwłaszcza jeśli chodzi o postępowanie nazistów wobec Polaków. Nieprawdopodobna wydaje mi się zarówno sytuacja, w której podczas rewizji w pociągu żołnierz niemiecki zostawia Stanisławowi zegar ojca tylko dlatego, że szuka bimbru, jak i fakt przetrzymywania przez całą wojnę właścicielki dworku pod jednym dachem z oficerem SS. Drażniło mnie też, że imiona bohaterów niemal w ogóle nie są odmieniane ani zdrabniane. Spodziewałam się więcej po książce chwalonej przez irlandzką krytykę.
Powieść jest dedykowana Piotrowi Skrzyneckiemu, którego autorka sportretowała jako Piotra Salickiego.
Jest to historia dwóch braci Malińskich, Stanisława i Henryka, rozdzielonych przez wojnę. Gdy Niemcy wkraczają do Lwowa, ich matka razem z synami ucieka z majątku. Po drodze Henryk urządza awanturę o pozostawioną zabawkę – czerwoną kolejkę. Matka wraca z nim do dworku, ale tam już są Niemcy. Stanisław trafia do Krakowa, do ciotki Magdy, zaś jego matka Elżbieta razem z Henrykiem zostają uwięzieni w swoim domu, pod jednym dachem z okupantami. Po wojnie Stanisław zostaje w Krakowie, Elżbieta i Henryk trafiają do Irlandii. Z czasem nawiązują listowny kontakt. Po śmierci matki Henryk przyjeżdża do Polski, aby spotkać się z bratem, którego nie widział od czterdziestu dziewięciu lat.
Żadnemu z braci nie powiodło się w życiu osobistym, każdy ma też fałszywe wyobrażenie o losach tego drugiego. Stanisław boryka się z nudą, monotonią i szarzyzną życia w komunistycznej Polsce, z kolejkami po jedzenie i brakiem nadziei. Sądzi, że Henrykowi w Irlandii powodzi się lepiej, zwłaszcza że Elżbieta ponownie wyszła tam za mąż. Brat pozostał dla Stanisława „małym, zepsutym chłopczykiem, który zabrał mu matkę”. Z kolei Henryk myśli, że Staś w Krakowie opychał się ciastami ciotki Magdy (którymi miała zwyczaj częstować ich przy każdej wizycie), podczas gdy on z matką cierpiał głód we Lwowie. Boryka się też z ogromnym poczuciem winy, wypierając ze świadomości swoją odpowiedzialność za to, co się stało. Jest przekonany, że to matka chciała wrócić po kapelusze, dlatego traktuje ją lekceważąco i pogardliwie, jest arogancki i odpychający. Fałszywie interpretuje też to, co się działo we Lwowie, gdzie Elżbieta była stale wykorzystywana seksualnie przez Oberscharführera Hansa Hilbiga, stacjonującego w ich dworku. Dorosły Henry tłumaczy to sobie miłością Niemca do jego matki, i myśli o nim jako o zastępczym ojcu, chociaż Hilbig w napadzie szału odciął mu duży palec stopy.
Autorce udało się znakomicie pokazać, jak wojna naznaczyła życie obu braci. Wiarygodnie nakreśliła ich portrety psychologiczne. Odniosłam jednak wrażenie, że nie orientuje się zbyt dobrze w realiach II wojny światowej, zwłaszcza jeśli chodzi o postępowanie nazistów wobec Polaków. Nieprawdopodobna wydaje mi się zarówno sytuacja, w której podczas rewizji w pociągu żołnierz niemiecki zostawia Stanisławowi zegar ojca tylko dlatego, że szuka bimbru, jak i fakt przetrzymywania przez całą wojnę właścicielki dworku pod jednym dachem z oficerem SS. Drażniło mnie też, że imiona bohaterów niemal w ogóle nie są odmieniane ani zdrabniane. Spodziewałam się więcej po książce chwalonej przez irlandzką krytykę.
Powieść jest dedykowana Piotrowi Skrzyneckiemu, którego autorka sportretowała jako Piotra Salickiego.
Moja ocena: 3,5/6
Hmm... Uwielbiam książki wojenne, powojenne i każde, które do wojny w jakiś sposób nawiązują, ale myślę, że masz rację z nieświadomością autorki. Jakoś nie czuję irlandzkiej pisarki, wcielającej się w realia wojny na terenie Polski... Chyba dlatego nie sięgnę po tą książkę, nie chcę się denerwować. Reenzja bardzo fajna:)
OdpowiedzUsuńPaulo, dzięki :). Znalazłam informację, że autorka dużo podróżuje; poza tym atmosferę Krakowa udało jej się oddać bardzo dobrze, jak również klimat Piwnicy Pod Baranami (nie rozumiem tylko, dlaczego umieściła kabaret w Jamie Michalikowej) i sylwetkę Skrzyneckiego. Wygląda to tak, jakby opisywała wszystko z autopsji, i tylko zabrakło wiedzy o II wojnie światowej. Zapewniam Cię, że te nieścisłości są dużo mniej denerwujące niż postać Henry’ego ;). A może jednak się skusisz? Mogłybyśmy wtedy skonfrontować wrażenia :). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie, to niestety nie jest pozycja dla mnie. Tematyka zdecydowanie mi nie leży...
OdpowiedzUsuńFutbolowa, to rzeczywiście specyficzna lektura.
OdpowiedzUsuńCzytałam całe lata temu. Świetna! Czekam na kolejną książkę O'Donovan, ale znając polskie realia, chyba się nie doczekam.
OdpowiedzUsuńAgato Adelajdo, ja tak nie mogę się doczekać kolejnych książek Roddy'ego Doyle'a. Pozostaje nauczyć się perfect angielskiego i czytać w oryginale :-).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!