Urocza, zabawna i ciepła – to bardzo trafne określenia tej epistolograficznej powieści, choć opowiada ona o niełatwych czasach. Tytułowe Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek powstało z potrzeby chwili. Skupiło ludzi, którzy znali się od lat, ale nie łączyły ich bliższe relacje. Z czasem jednak stali się bliskimi przyjaciółmi, a Stowarzyszenie pomogło im oderwać się na chwilę od przykrej codzienności i przetrwać trudy wojny. Wielu z nich wcześniej nie czytało systematycznie, zapewne dlatego z początku opowiadali o przeczytanych lekturach chłodno i rzeczowo. Z czasem jednak spotkania klubu przerodziły się w pełne emocji dyskusje. Jego członkowie nie wahali się śmiało wypowiadać swoich opinii o takich dziełach jak „Rozmyślania” Marka Aureliusza (Nuda maruda i tyle, ten Marek Aureliusz. W kółko bajdurzy, co zrobił, a czego nie zrobił. [s. 160]) czy też antologia w wyborze irlandzkiego noblisty (Wiersze wybrał gość nazwiskiem Yeats, kompletnie bez sensu! Kto to w ogóle jest i co on wie o poezji? [s. 72]).
Autorkom świetnie udało się pokazać, jak czytanie książek może zbliżyć ludzi, ale też z jakich powodów po nie sięgają – ambicjonalnych (Mój najlepszy przyjaciel, jeszcze z lat dziecinnych, zadziera nosa, bo coś przeczytał, a ja nie [s. 159]), aby zdobyć kobietę (Kobiety lubią poezję. Wystarczy szepnąć gładkie słówko, a miękną jak wosk i tylko mokra plama zostaje [s. 70]), albo po prostu dla poprawy humoru [s. 53].
Nie mniej istotnym wątkiem powieści jest okupacja niemiecka Wysp Normandzkich. Początkowo wiązało się to z pewnymi niedogodnościami życia codziennego. Z czasem jednak mieszkańcy Guernsey zaczęli odczuwać takie jej konsekwencje jak głód, brak środków czystości, rekwirowanie domów czy wysyłanie do obozów koncentracyjnych, co spotkało m.in. jedną z głównych bohaterek tej opowieści.
Postacie pojawiające się w tej książce są nakreślone żywo, z humorem i dużą dozą sympatii. Dzięki nim Guernsey jawi się jako przyjazne człowiekowi miejsce, które chciałoby się jak najszybciej odwiedzić. Warto też wspomnieć, że książka ma ładnie skomponowaną okładkę w przepięknym kolorze przydymionego błękitu. To lektura lekka i przyjemna, ale nie błaha. Polecam serdecznie!
Autorkom świetnie udało się pokazać, jak czytanie książek może zbliżyć ludzi, ale też z jakich powodów po nie sięgają – ambicjonalnych (Mój najlepszy przyjaciel, jeszcze z lat dziecinnych, zadziera nosa, bo coś przeczytał, a ja nie [s. 159]), aby zdobyć kobietę (Kobiety lubią poezję. Wystarczy szepnąć gładkie słówko, a miękną jak wosk i tylko mokra plama zostaje [s. 70]), albo po prostu dla poprawy humoru [s. 53].
Nie mniej istotnym wątkiem powieści jest okupacja niemiecka Wysp Normandzkich. Początkowo wiązało się to z pewnymi niedogodnościami życia codziennego. Z czasem jednak mieszkańcy Guernsey zaczęli odczuwać takie jej konsekwencje jak głód, brak środków czystości, rekwirowanie domów czy wysyłanie do obozów koncentracyjnych, co spotkało m.in. jedną z głównych bohaterek tej opowieści.
Postacie pojawiające się w tej książce są nakreślone żywo, z humorem i dużą dozą sympatii. Dzięki nim Guernsey jawi się jako przyjazne człowiekowi miejsce, które chciałoby się jak najszybciej odwiedzić. Warto też wspomnieć, że książka ma ładnie skomponowaną okładkę w przepięknym kolorze przydymionego błękitu. To lektura lekka i przyjemna, ale nie błaha. Polecam serdecznie!
Moja ocena: 5/6
Książka zbiera same pozytywne opinie, jak mogłabym się jej oprzeć? ;)
OdpowiedzUsuńIzusr, nie opieraj się, tylko przeczytaj jak najszybciej ;)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu ją ściągnąć z półki :)
OdpowiedzUsuńTucho, zdecydowanie warto. Nie daj jej się kurzyć zbyt długo ;)
OdpowiedzUsuńInteresujący tytuł. Chyba się skuszę.
OdpowiedzUsuńDominiko, myślę że warto się skusić :)
OdpowiedzUsuń