Jak opowiedzieć o książce, która wstrząsnęła i zszokowała, nie zdradzając zakończenia? Nie można, nie wypaczając przy tym jej wymowy. Co właściwie pisarz chciał przekazać poprzez tę historię? To dopiero druga powieść McEwana, którą przeczytałam, widzę już jednak, że zwykle zawiera w swoich utworach co najmniej kilka istotnych spostrzeżeń. Przeważnie oczywistych, a mimo to skłaniających do przemyśleń. A zatem: manipulowanie uczuciami człowieka – zwłaszcza dziecka, wychowanie w atmosferze strachu i brak poszanowania jego godności może uczynić z niego zwyrodnialca. Zło potrafi wabić tak umiejętnie, że przyciągnie ofiarę niczym płomień świecy ćmę. W obliczu zagrożenia umacnia się uczucie pomiędzy dwojgiem ludzi. Piękno jest kruche i bezbronne.
„Ukojenie” jest opowieścią o kochających się, lecz znudzonych sobą Mary i Colinie, spędzających urlop w Wenecji. Kontrastem dla ich spokojnego i bezpiecznego związku jest niepokojąca zależność między poznanymi przypadkowo Caroline i Robertem. Dzięki tej znajomości Mary i Colin odnaleźli się na nowo. Ich letnie dotąd uczucie zmieniło się w relację pełną wzajemnego szacunku i troski, łagodności i delikatności, na nowo rozbudzonej namiętności, miłości okazywanej sobie na każdym kroku. I zostało zniszczone przez bezwzględne okrucieństwo ludzi realizujących swoje chore fantazje.
Nie pamiętam, aby kiedykolwiek w dorosłym życiu książka pozostawiła mnie tak roztrzęsioną. Autor w okrutny sposób zagrał na moich emocjach. Po takiej lekturze rzeczywiście potrzeba ukojenia...
Tym razem bez oceny.
PS. Czy którakolwiek z książek McEwana ma, może niekoniecznie szczęśliwe, ale przynajmniej optymistyczne bądź neutralne zakończenie? Wypożyczyłam szukany długo „Amsterdam”, ale teraz waham się, czy go w ogóle czytać. McEwan bezsprzecznie pisze świetnie, tylko... może nie dla mnie.
Pokuta:).
OdpowiedzUsuńIzo, "Pokutę" widziałam w kinie i jak dla mnie zakończenie było przykre... no chyba że ekranizacja mocno się różni od książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Tam niby były 2 zakończenia alternatywne- kiepskie prawdziwe, i lepsze- wymyślone przez Briony w ramach pokuty.
OdpowiedzUsuńJeszcze dziecko w czasie czytałam - kończy się powiedzmy, że neutralnie, ale całość jest megadepresyjna:(.
Ach, coś mi się kojarzy, w filmie też chyba było to zaznaczone... Dzięki za podpowiedź :-).
OdpowiedzUsuńW takim razie "Dziecko w czasie" zostawię sobie na daleką przyszłość, albo w ogóle będę omijać ;-).
Pozdrawiam!
Ta ksiązka stoi u mnie na półce i czeka. Na razie doczekać się nie może.
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale coś komentarze się nie dodają ode mnie :/ W każdym razie pisałam, że McEwan u mnie jest wciąż na liście autorów do poznania, ale pamiętam wiele blogowych recenzji "Betonowego ogrodu" i chyba też pozytywnego zakończenia ta książka nie miała.
OdpowiedzUsuńJakoś nie mogę się do takich książek przekonać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Lilithin, wygląda na to, że zaczęłam od najlżejszego McEwana (Na plaży Chesil), a dalej będzie już tylko gorzej...
OdpowiedzUsuńNa szczęście ten się dodał; może chwilowo coś nie zagrało.
Pozdrawiam!
Hadziu, Marudo, naprawdę nie wiem, czy polecać, czy odradzać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mam "Niewinnych", ale jeszcze ich nie czytałam, widzę, że warto się za nich jak najszybciej zabrać, a "Ukojenie" dopisać do listy :)
OdpowiedzUsuńZaczytana-w-chmurach, z pewnością warto po McEwana sięgać, choćby po to, by wyrobić sobie własną opinię. Ochłonęłam już po lekturze i spróbuję kolejny raz, być może to masochizm z mojej strony... zobaczymy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
faktycznie jest niesamowita, trzepie po emocjach, podobnie jak Betonowy Ogród.
OdpowiedzUsuńMary, dzięki za ostrzeżenie, będę omijać "Betonowy ogród" szerokim łukiem...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Polecam "Solar" - choć są tam momenty krew mrożące w żyłach, to całość jest raczej satyrą na figurę tzw. "mężczyzny w kryzysie". Ja w każdym razie śmiałam się dość często.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Marto, dziękuję, będę miała ten tytuł na uwadze. O ile oczywiście będę kontynuować znajomość z McEwanem ;-).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!