Teraz już wiem, że tworzy się i pracuje, po prostu żeby
poczuć swoje możliwości i urodzić te wszystkie ziarenka, które potem sobie
kiełkują, i dać trochę lepsze dni niewielu ludziom żyjącym w twoim otoczeniu.
Michalina Wisłocka
Życie Michaliny Wisłockiej było tak barwne jak ubrania,
które nosiła. Szczęśliwe dzieciństwo, pierwsze zauroczenia, wielka miłość;
później trudne lata wojenne, małżeństwo, macierzyństwo, studia medyczne,
wreszcie praktyka lekarska. I nie do końca zrealizowane marzenie o pracy
naukowej, która pozostała dodatkową działalnością znanej lekarki, ale nie
podstawową. Wydarzenia z życia prywatnego przeplatają się z zawodowymi. Nie
brak tu smakowitych anegdot – jedna z nich opowiada, jak ojciec oduczył
Michalinę wracania po nocach z kina, inna jak doktor Wisłocka zareagowała na
afront, jaki spotkał ją na Zjeździe Towarzystwa Świadomego Macierzyństwa. Sporo
miejsca poświęcono problemom z wydaniem Sztuki kochania, ale o procesie jej
powstawania nie ma prawie żadnych informacji.
Chronologia zdarzeń początkowo jest zachowana, później
zaburzona. Biografię czyta się lekko i potoczyście, jednak narracja wytraca
impet wraz z włączeniem do tekstu fragmentów dzienników Wisłockiej oraz listów,
zarówno pisanych przez nią, jak i otrzymywanych. Sporo w nich rozważań o
miłości. Zawartość książki w pełni odpowiada tytułowi, jednakowoż wolałabym
poczytać więcej o pracy zawodowej doktor Wisłockiej zamiast o jej kolejnych
adoratorach. Najwyraźniej sytuuję się poza targetem.
Moja ocena: 4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz