Pierwszy tom z serii o Perry’m Masonie, i pierwszy, który
czytałam z takim napięciem – a sięgam po kryminały Gardnera od lat. Zaczyna się
dość niewinnie. Do Masona zgłasza się kobieta, mężatka, z prośbą o wyciszenie
sprawy. Spędzała wieczór ze znanym politykiem w miejscu, gdzie doszło do
strzelaniny. Informacja o tym spotkaniu jest nie lada gratką dla pewnego
brukowca, który chętnie upubliczniłby ją, oczywiście z podaniem nazwisk. Szósty
zmysł podpowiada Delli Street, że z tą klientką będą kłopoty – i rzeczywiście. Kobieta
okłamuje Masona na każdym kroku, stawia go w kłopotliwych sytuacjach, a w końcu
oskarża o morderstwo.
Perry Mason jest tu przedstawiony jako człowiek twardy i
bezwzględny, walczący do końca o swoich klientów (nawet w sytuacjach,
wydawałoby się, beznadziejnych), który nie waha się użyć w tym celu pięści,
kiedy trzeba. Dla ustalenia prawdy posługuje się nieprzeciętną inteligencją i
sprytnymi sztuczkami, jego późniejszym znakiem rozpoznawczym. Gardner ujawnia
też, kim jest Della Street. Dla zainteresowanych relacją Perry–Della: nie ma co
liczyć na kwitnący powoli romans, tych dwoje od początku łączy silny związek
uczuciowy. Co poza tym? Frapująca intryga, dobre tempo, kilka zwrotów akcji i
zaskakujące rozwiązanie. Krótko mówiąc: świetny kryminał.
Moja ocena: 5/6
Alleluja! Witamy ponownie w blogosferze.;)
OdpowiedzUsuńTzn. jako autorkę posta, bo jako gość dajesz się zauważyć.;)
OdpowiedzUsuńAniu, dzięki serdeczne :-). Mam nadzieję, że to będzie powrót na dobre ;-)
UsuńNa to liczę.;)
UsuńCo do kryminałów to marny ze mnie czytelnik, choć nazwisko tego autora jest mi znane, a nawet przeczytałam swego czasu kilka jego książek, ale też się cieszę, że masz zamiar wrócić do pisania. Sama przeżywam ostatnimi czasy krótsze lub dłuższe przerwy w pisaniu i wiem, jak trudno się wraca po czasie,
OdpowiedzUsuńTak, po dłuższym czasie powrót bywa trudny. Widziałam Waszą rozmowę z Momartą u Ani na temat stylu pisania - dziewczyny, ja Wam zazdroszczę, że w ogóle piszecie! U mnie jest tak, że jeśli nie zrobię sobie notatek w trakcie lektury - a jak tu je robić, gdy czyta się głównie w środkach komunikacji miejskiej - to już po dwóch dniach jest mi strasznie ciężko sklecić jakiś sensowny wpis. I przede wszystkim to jest przyczyna moich przestojów blogowych ;-(
Usuń:)) witaj w klubie. Prawie nie robię notatek (też czytam w podróży, a do tego jak czytam, to czytam, ufna, że zaraz po skończeniu przeleję na papier emocje i spostrzeżenia- tylko, że zaraz po jest zwykle tysiąc innych rzeczy do zrobienia) dlatego na blogu zostaje jakaś niewielka cząstka moich lektur, podróży, koncertów (wiem, że nie da się o wszystkim, nie da i nie ma takiej potrzeby, ale jest całkiem sporo rzeczy, o których bardzo chciałam napisać, a z braku czasu, czy też natchnienia, niepamięci - ulotniły się :(
UsuńCieszę się, że nie jestem sama ;-). U mnie tak samo - masa rozpraszaczy, ważnych rzeczy do zrobienia, pisanie notki zostaje na później, po czym myśli i wrażenia ulatują. A potem szkoda, że nie napisało się o tym, czy o tamtym...
UsuńMam podobnie, dziewczyny.;) Ostatnio właśnie postanowiłam, że będę robić notatki, bo zaznaczanie fragmentów karteczkami jest czasem niewystarczające.
OdpowiedzUsuńWolicie pisać notkę tuż po skończeniu lektury, czy jednak staracie się nabrać dystansu?;)
Jeśli o mnie chodzi, to im prędzej po skończeniu lektury, tym lepiej. Książka goni książkę, wrażenia się zacierają, dlatego lepiej złapać je szybko w locie. A już najlepiej mi idzie pisanie notki w trakcie lektury ;-)
UsuńOstatnio położyłam sobie luźne kartki koło łóżka, żeby na gorąco notować podczas czytania. Gdzieś w połowie złapałam się na tym, że zamiast się wygłupiać z kartkami, trzeba było od razu przynieść sobie notatnik do lektur, bo szykuje się przepisywanie tego wszystkiego do zeszytu... podwójna robota ;-(
;D
UsuńTez zauważyłam, że te notki czasem zbyt mocno się rozrastają. Ale potrafią dobrze ukierunkować, nie ma to jak odręczne pisanie.;)
Zgadzam się, dzięki nim jest potem łatwiej sformułować opinię.
UsuńPrzepadam za Gardnerem i Masonem.
OdpowiedzUsuńhttp://mcagnes.blogspot.com/2011/01/aksamitne-pazurki-es-gardner-bo-lubie.html
A tu się zdziwiłam, bo tytuł tej książki brzmiał mi nieco inaczej, pewnie zmienili, żeby ujednolicić serię.
P.S. Witaj! :)
Ja też :-). Przyznam się, że za Twoim przykładem założyłam sobie osobny zeszyt do Gardnera (mam też normalny zeszyt do notatek i cytatów z lektur, ale kryminałów tam nie odnotowywałam) i umieszczam tam krótkie notki z treści, żeby pamiętać, co już czytałam, i co gdzie było. A za Twoim przykładem dlatego, że zaraziłam się od Ciebie notesami, i teraz kupuję je namiętnie, głównie w TKMaxxie ;-)
UsuńO jak miło mi to słyszeć :) Też tam chętnie zaglądam i powiem szczerze, że ciężko stamtąd wyjść z pustymi rękami.
UsuńZwłaszcza gdy się trafi na świeżą dostawę ;-)
Usuń