Milionerzy wydają się być idealną książką na lato – taką,
przy której dobrze się odpoczywa. Pisarka obrała za bohaterów pracowników
stoczni, rodzinę lekarza zakładowego, marynarza i młodą malarkę. Wartka akcja,
pełnokrwiste postaci i obfitość dialogów – powieść pierwotnie była
słuchowiskiem radiowym – sprawiają, że czyta się ją błyskawicznie. Forma lekka,
ale temat bynajmniej błahy nie jest. Można tę książkę potraktować jako historię
dwóch romansów i jednej dojrzałej miłości, ale istotniejszy jest tu dramat
dziecka, którego rodzina rozpada się na jego oczach. Wątkiem nie do pominięcia
jest też sprawa kradzieży w stoczni, która stała się dla autorki pretekstem do
rozważań o etosie pracy.
Od pierwszego wydania powieści minęło już ponad pół wieku.
Szczególnie fascynujące w jej lekturze było odkrywanie/przekonanie się, jak
głębokie zmiany w obyczajowości zaszły przez ten czas. Inny był model ojcostwa
(o ile można tu mówić o modelu, skoro ojcostwo polegało głównie na sprowadzeniu
na świat i łożeniu na utrzymanie latorośli), inne oczekiwania wobec żony. Źle
były oceniane takie, które biegały do kina i po koleżankach, a rano nie
naszykowały mężowi śniadania. Ceniono za to kobiety gospodarne, trzymające się
domu, odgadujące życzenia współmałżonka, posłuszne (!) a nawet – o zgrozo –
niezbyt mądre.
Wśród wyznaczników popularności powieści Fleszarowej–Muskat
wskazywano postawę bohaterów wobec konfliktów moralnych. Ich decyzje zawsze
były słuszne, zgodne z obowiązującymi zasadami moralnymi i zdrowym rozsądkiem.
Jednak dzisiejszych czytelników owe wybory mogą przyprawić głównie o zgrzyt
zębów. Obarczanie drugiej osoby całą odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację
nie należy raczej do moralnych zachowań, nie wspominając już o tym, że – uwaga,
spoiler! – trzeba mieć tupet, aby zażądać od żony przyzwolenia na romans.
Postawa zaś dwóch pracowników stoczni, majstra Wantuły i pomocnika Wacka,
których sprawa kradzieży dotknęła bezpośrednio, może i była propagowana jako
wzór do naśladowania, ale zarówno wówczas, jak i dziś, wzbudziłaby przede
wszystkim uśmiechy politowania i niedowierzania.
Pisarce niejednokrotnie zarzucano jawny dydaktyzm. Biorąc
jednak pod uwagę jej skrupulatność w sprawdzaniu realiów, spostrzegawczość i
znakomity warsztat literacki, warto przymknąć oko na niedostatki tej prozy, i
czytać Fleszarową także dziś. Jej powieści to kopalnia wiedzy o PRL-u.